Z około 600 tys. firm powstałych w zeszłym roku 170 tys. założyły osoby spoza Wielkiej Brytanii, w tej grupie najwięcej jest Polaków.
Firmę produkującą autorską modę założył w zeszłym roku w Londynie 24-letni Dawid z Kutna. Po studiach artystycznych w Warszawie zaczął sprzedawać zaprojektowane przez siebie bluzy w internecie. Gdy pojawili się pierwsi zagraniczni klienci zapożyczył się u rodziny, wyjechał na Wyspy i założył firmę. – Na razie szyję w domu i sprzedaję głównie przez Facebooka i Instagram. Nie żałuję, że założyłem firmę w Londynie. Tu jest o wiele więcej klientów, ludzie mają grubsze portfele, a pokazanie się w brytyjskim piśmie czy na targach gwarantuje rozpoznawalność na całym świecie – zauważa. Przykład Dawida wyjaśnia, jak to możliwe, że kolejni Polacy wciąż zakładają biznesy na Wyspach. Z każdym rokiem rośnie nowe pokolenie. Zniechęcone sytuacją w kraju kolejne osoby, tak jak ich starsi koledzy czy koleżanki 10 lat temu, często decydują, że firma w Wielkiej Brytanii to najlepsze rozwiązanie.
Bez powrotu na etat
W zeszłym roku do Companies House zgłosiło się ponad 650 tys. debiutujących przedsiębiorców. Co czwarta firma została założona przez obcokrajowca. Wśród nich najwięcej było Polaków (14.000). Na drugim miejscu byli Irlandczycy (12.500 firm) i Chińczycy (11.500 firm). – Chińczyków jest na świecie ponad miliard, więc mnie to nie dziwi. Nawet w Polsce stanowią zauważalną mniejszość w biznesie. Irlandczycy nie mają daleko na Wyspy, więc zawsze część będzie się tu osiedlać i zakładać biznesy. Ale to, że Polaków było najwięcej, mnie zaskoczyło. Chyba to może świadczyć o naszej sile przebicia i smykałce do biznesu – zastanawia się 36-letni Piotr, który prowadzi swoją myjnię samochodową w okolicach Hull od 2011 roku. W jego przypadku zadecydowało to, że już wcześniej pracował na Wyspach i po tych doświadczeniach nie był w stanie wrócić na etat do Polski. – Zdałem sobie sprawę, że mam tylko dwie drogi: do końca życia harować jak wół w Polsce lub spróbować założyć coś swojego tu, na Wyspach. Pomyślałem: nawet, jak nie wyjdzie, to pójdę w UK do pracy. W Polsce nie da się tak ryzykować, bo przedsiębiorca praktycznie od pierwszego dnia musi mieć grube tysiące na ZUS i inne opłaty – narzeka.
Coraz więcej firm
Rzeczywiście, to właśnie polityka wobec przedsiębiorców wciąż jest wśród najważniejszych powodów, dla których Londyn przyciąga właścicieli firm z całego świata. Według World Bank Group, Wyspy to szóste miejsce na świecie, w którym najłatwiej robi się wszelkiego rodzaju biznesy. Dla porównania Irlandia jest na 16. miejscu, Polska na 25., a Chiny na dalekiej 84. pozycji. Liczba założonych przez osoby z zagranicy firm mocno zwiększyła się w ostatnich latach. W zeszłym roku zarejestrowano ich o 160 proc. więcej niż 6 lat temu. – W pierwszych latach było najciężej. Teraz polskich firm są już tysiące, więc jest kogo zapytać o wszystkie szczegóły. Powstały firmy, które pomagają we wszystkim. Dlatego jest coraz łatwiej – uważa Piotr. Można z tego wywnioskować, że przyjezdni wbrew pozorom, które stwarzają niektóre gazety, naprawdę chcą tu pracować i stworzyć coś wartościowego, a niekoniecznie pobierać zasiłki.
Łatwiejszy rozwój
Tak jest często: ktoś przyjeżdża do obcego kraju i od razu widzi, czego brakuje. „U siebie” nie ma takiej przejrzystości, bo jest przyzwyczajony do widoków za oknem. Dlatego w Warszawie Berlińczycy zakładają knajpy i kawiarnie, a Polacy w Londynie – sklepy czy piekarnie – zauważa 32-letnia Ola, która otwiera właśnie swoją piekarnię w stolicy UK. W Polsce piekła chleby i ciastka dla siebie i znajomych, a konkurowanie z piekarniami z dziesiątkami lat tradycji nie miało dla niej sensu. Tu od razu rzucił jej się w oczy mały wybór chlebów i wypieków, które najbardziej kochała w domu. – To, co dla mnie jest oczywiste, tutaj uchodzi za coś niezwykłego i robi furorę – opowiada. – Zaczęłam od małych zamówień i ciast, które nosiłam na różne kiermasze w szkole syna. Inne mamy pytały mnie o przepisy, bo nigdy czegoś takiego nie widziały – chwali się. Póki co, piecze głównie w domu, ale planuje otworzyć własną piekarnio-kawiarnię, gdzie chce zatrudniać co najmniej jednego pracownika.
Niechętnie zatrudniają
Wielu przedsiębiorców w końcu jest zmuszona zatrudnić kogoś do pomocy. Niektórzy jedną bądź kilka osób, którym zlecają od czasu do czasu drobne prace, podczas gdy firmy innych rozrastają się i zaczynają wymagać kilkuset rąk do pracy. Dwa lata temu rządowe statystyki podawały, że tylko w tamtym roku dzięki przedsiębiorcom z zagranicy powstało ponad 66 tysięcy nowych miejsc pracy. Widać jednak, że Polacy królują raczej w kategorii mniejszych firm, bo najwięcej zatrudniały spółki z Ameryki, Japonii, Francji i Niemiec. Sądząc po zawartości baz polskich firm w Wielkiej Brytanii, Polacy najchętniej zakładają małe biznesy, w których pracuje maksymalnie kilkanaście osób. Nasze „ulubione” branże to motoryzacja, budowlanka, sprzątanie i gastronomia.
Pomocna dłoń
Ale liczba branż, w których próbujemy swoich sił, jest praktycznie nieograniczona, czego przykład podał ostatnio w wywiadzie dla Emerging Europe Michael Dembinski, doradca Polsko-Brytyjskiej Izby Gospodarczej. – Natknąłem się na wiele polskich firm, które sprzedawały oprogramowanie np. do USA z Londynu. Z tego miasta jest łatwiej rozwijać biznes, bo istnieje większy dostęp do kapitału, jest kultura biznesu, „anioły biznesu” i ludzie, którzy rozumieją ten sektor – tłumaczył. O co chodzi z tymi „aniołami biznesu”? – W Polsce banki bywają bardzo ostrożne i konserwatywne. Może to i dobrze, bo dzięki temu Polska uniknęła kryzysu. Z drugiej jednak strony nie ma takiego oparcia w inwestorach indywidualnych i mentorach – wyjaśniał. – W Wielkiej Brytanii jest wielu ludzi na emeryturze, którzy wprawdzie już nie działają w biznesie, ale nadal chcą podzielić się swoją wiedzą czy zasobami – zaznaczył.
Jeden z dziesięciu
Według Izby Handlowej Export Britain, Polacy założyli dotychczas łącznie 22 tysiące firm, a do tego 65 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych. Dane Centre for Entrepreneurs twierdzą nawet, że co dziesiąty Polak prowadzi „coś swojego”. Jak łatwo policzyć, przekłada się to na miliony, jeśli nie miliardy funtów, wpływających do brytyjskiej kasy, nawet, odliczając te spółki, które faktycznie tu nie działają, a jedynie próbują ominąć polskie opodatkowanie. Teraz jednak stoimy przed być może najtrudniejszym momentem dla polskich firm założonych na Wyspach. Co stanie się z nimi po Brexicie? Przez pierwsze dwa lata powinno się obyć bez przykrych niespodzianek. Później może zacząć się okres gwałtownych burz, bo do uregulowania będzie kilkadziesiąt różnych branż. Wiadomo, że te firmy, które już działają, raczej nie zostaną zmuszone do zawieszenia działalności. Co najwyżej może być trudniej eksportować lub rozliczać podatki w przypadku działalności w Polsce i Wielkiej Brytanii jednocześnie. Mogą też zostać wprowadzone utrudnienia dla osób, które dopiero zamierzają zacząć biznes. Wniosek? Ze startem działalności nie warto czekać.
Źródło: Goniec.com